Biedny czy bogaty? Ile powinieneś zarabiać? Część 1

W tym wpisie pochylimy się nad twoją kondycją finansową.

W kolejnych częściach pokażę ci dwa narzędzia:
* Pierwszym policzysz swoją sytuację. Z matematyką nie można za bardzo dyskutować.
* Drugie narzędzie pójdzie o krok dalej. Nie tylko pokaże ci, gdzie jesteś, ale też wyznaczy odpowiednie do twojej sytuacji zadania do zrealizowania, dzięki którym pójdziesz mocno w górę.

A później zajmiemy się porównaniem etatu z działalnością gospodarczą i coraz bardziej dokładnymi przeliczeniami dla różnych sposobów opodatkowania. 

Ile będzie wymaganej matematyki? Hmm, pamiętasz może logarytmy i granice?

Nie?

To dobrze, bo ja też już niespecjalnie. Nie będą potrzebne. Nie wyjdziemy poza znane ze szkoły podstawowej dodawanie, odejmowanie, mnożenie i… a nie, dzielenia chyba nigdzie nie będzie.

To zaczynamy!


Ile powinieneś zarabiać?

Dolary z tytułem Ile powinieneś zarabiać FirmU.pl

Odpowiedź wcale nie jest prosta. To nie będzie łatwy i miły wpis. Możesz poczuć się niewygodnie. Możesz się na mnie obrazić. I dobrze. Nie jestem tu po to, żeby głaskać cię po głowie i pocieszać, ze jutro wszystko samo się zmieni. Nie zmieni, nie samo. Za to możesz sobie ten wpis przemyśleć i potem coś zmienić.

Ile powinieneś zarabiać? Jak możesz odpowiedzieć sobie na to pytanie?

Oczywiście – jak najwięcej! Taka odpowiedź pada najczęściej na moich szkoleniach stacjonarnych. Tylko ile to jest „najwięcej”? I jeżeli chcesz „najwięcej”, to kiedy będziesz wiedzieć, że to już tyle? I dlaczego „chcesz”, ale wracasz do domu i nie robisz nic, kolejnego ranka wstajesz do tej samej pracy, wracasz, obiad, TV, prysznic, sen, praca… chomicza karuzela.

Kiedy możesz powiedzieć o sobie: „Klasa średnia to ja!”, a kiedy powinieneś przyznać, że „mysz kościelna ma więcej”?

Czy 50 złotych netto zarabianych dziennie to już dużo, czy jeszcze mało?
Mówisz mało? A za godzinę? A gdybyś zarabiał jak mój narzekający na rynek znajomy, nie schodzący „w tych gorszych czasach” poniżej 5 tys. PLN dochodu dziennie? Co powiedziałby o tej kwocie ktoś, kto zarabia 2,50 USD dziennie, albo za 15 USD (słownie: piętnaście) miesięcznie utrzymujący rodzinę?

Czy wyznacznikiem może być siła nabywcza twojej pensji?

To na pewno podejście lepsze od porównywania nominałów. Może się jednak zdarzyć, że przy całkiem dobrym wynagrodzeniu znajdziemy się w kraju, w którym obiad w restauracji będzie kosztować 30% miesięcznego dochodu. W innym woda będzie droższa od paliwa.

W różnych miejscach różnić się będą ceny, inne będą potrzeby, inne listy towarów podstawowych i luksusowych.

Podniecasz się 10 tysiącami miesięcznie? Bo podobno to wartość, którą w Polsce uważa się za dolną granicę bycia bogatym. Są miejsca na świecie, gdzie w tej cenie, dorzucając drugi raz tyle, nie wynajmiesz kawalerki.

OK, to może wyznaczenie poziomu, przez posiadanie czegoś, co jest uznawane za luksus?

Czy bardzo sportowe auto, to już wyznacznik bogactwa?

Kiwasz głową?

A jeżeli taka zabawka jest finansowana z firmowego leasingu? Takie finansowanie w realiach posiadania firmy wcale nie jest nieosiągalne. I wbrew obiegowej opinii, nie odbywa się kosztem pracowników. Raczej kosztem obniżonych podatków, które ostatecznie i tak trafią do budżetu państwa, tylko wpłacone przez leasingodawcę.

Druga strona medalu:
Masz w garażu takie cudo, błyszczące, drapieżny kształt, zapach skórzanej tapicerki, przyciągające uwagę basowym graniem wydechu i systemem stereo, którego nie powstydziłby się najbliższy multipleks. Jesteś królem każdej drogi, pół sekundy do setki. I tylko ty wiesz, że po spłacie miesięcznej raty zostaje ci na jedną dziennie zupkę chińską.

Pod warunkiem, że kupisz ją w biedronce.

Na promocji.

Jeżeli uznamy, że sportowe nowe auto oznacza bogactwo i sukces, to czym będzie używany i odrapany van?
Czy będzie świadczyć o braku zamożności? Nie dawniej jak wczoraj rozmawiałem o tym z jednym uczestnikiem mojego szkolenia – z poziomu braku pomysłu na siebie i małej firmy jednoosobowej do ponad 1,2 mln PLN nadwyżki w płynności w 1,5 roku. Dawno przeskoczył to, czego go uczyłem. Czy powinien kupić nowe auto? Jeżeli to, które ma świetnie odpala i nigdy go nie zawiodło? Poza tym, van, nawet gdyby wyglądał na całkiem nowe auto, nie będzie drażnić sąsiadów. Nikt mu gwoździem w nocy drzwi nie przejedzie, ani donosu nie napisze. O pieniądzach jakie ma do dyspozycji wie on, ja, bank i teraz już ty, bo przed chwilą o tym przeczytałeś.

To jesteś biedny czy bogaty?

Jest kilka spraw do przemyślenia.

Muszę cię jednak ostrzec: Takie myślenie, prosto o codziennych sprawach finansowych, może prowadzić do radykalnych decyzji.

Anna, moja znajoma z liceum, była nauczycielką. Taką wiecznie się dokształcającą, cichą, żyjącą z dnia na dzień, prowadzącą zajęcia dodatkowe dla połowy klasy i przygotowującą olimpijczyków. Nauczycielką pracującą z prawdziwym powołaniem, wkładającą w pracę całe serce.

Decyzję o wyjeździe z kraju podjęła w ciągu kilku minut. Jak kiedyś opowiadała, jesienią robiła porządek w rzeczach dzieci. Trafiła też na swoje zimowe, mocno schodzone buty. Pierwszą jej myślą było to, że jak dokupi nowe sznurówki, to może jeszcze jakoś w nich dochodzi do następnej wiosny. Chwilę później uświadomiła sobie jak blisko jest finansowego dna, mimo codziennej ciężkiej pracy. Dzisiaj na własny rachunek prowadzi niewielką firmę w Dublinie. Stabilniej i bez odmawiania sobie sznurówek.

Idealnie byłoby móc przemyśleć na spokojnie, bez ciśnienia szukania nowej pracy, bez wizji utraty dochodu. Nie wtedy, kiedy przy wspomnianych już zupkach w biedronce, zaczniesz się zastanawiać, czy dzisiaj ta „pikantna o smaku kurczaka bez smaku kurczaka” za 1,18 PLN czy może ostatni raz zaszaleć za 1,95 – „co leżała obok krabów identycznych z naturalnymi”.

Zastanów się teraz, dzisiaj. Niezależnie od sytuacji w jakiej jesteś

To tylko przykładowe pytania. Możesz ich sobie zadać więcej, możesz wymyślać bardziej i mniej optymistyczne scenariusze:

  1. Co by się stało, gdybyś nagle jutro przestał zarabiać?

    Czy przeżyjesz kolejny miesiąc? Dwa miesiące? Z czego będziesz musiał zrezygnować? Z czego nie będziesz mógł zrezygnować? Na ile rat kredytu wystarczy oszczędności? Czy w ogóle masz oszczędności? I ciekawa rada: Jeżeli po tych rozważaniach zdecydujesz się naprawiać swoje finanse, nie planuj „oszczędzania na czarną godzinę„. Moi przyjaciele z Azji uważają że takim myśleniem przyciągasz „czarne godziny”, zakładasz że przyjdą więc przychodzą.
  2. Czy masz jakieś wyjście awaryjne? Plan B? Plan C? Dodatkowe źródła dochodów?

    „Czyli masz cały etat w korporacji, na czas nieokreślony? I już na zawsze będzie to twoja bezpieczna przystań? Chcesz o tym porozmawiać?”

  3. Czy zarabiasz więcej niż wydajesz?

    Prosta zasada, chyba dlatego tak trudna w realizacji. Niestety najczęściej będzie to kończenie miesiąca na zero. Kiedy przypadkiem zarobisz 10% więcej, natychmiast pojawi się pomysł na wydanie dodatkowej kwoty. To nie jest dobre rozwiązanie, ale to i tak lepiej, niż kończenie każdego miesiąca z coraz bardziej obciążoną kartą kredytową.

  4. Jeżeli jutro zepsuje się lodówka? I pralka? I trochę pęknie akwarium? Zachoruje pies?

    OK, lodówka i malowanie u sąsiadów niżej to może dla ciebie skrajnie drogie imprezy. To zejdźmy niżej, może do poziomu wspomnianych sznurówek: Gdyby tak podarła się kupiona tydzień temu kurtka. Przetrwasz miesiąc?

A może lepiej zastanowić się patrząc na cyferki?

Czy można to jakoś policzyć? Oczywiście można, obiecałem to przecież we wstępie.

Jak? Opowiem ci w następnym wpisie. Dostaniesz też pierwsze proste narzędzie.

Zostaw komentarz