Złota Rada nr 1:
Jeżeli wczytasz się w biografie znanych twórców biznesu, we wspomnienia gwiazd muzyki, twórców wynalazków zmieniających świat, zazwyczaj cechą wspólną będzie właśnie on – garaż.
Jeżeli masz wielkie, przeszklone biuro, jeżeli wygodnie pracujesz z domu albo w przestrzeni coworkingowej – zapomnij o sukcesie. Tylko garaż jest w stanie pomóc! Pomyśl tylko, kiedy już odniesiesz sukces, jak ładnie ten epizod będzie wyglądać w twoim CV, książce, ekranizacji życiorysu…
Garaż jest symbolem i przekazem dla ciebie:
Zacznij biznes z tym, co masz!
Nawet nie wiem ile razy słyszałem:Ale ja muszę mieć przeszklone biuro w drogiej lokalizacji w ścisłym centrum, tylko wtedy firma będzie wyglądać poważnie. I do tego zanim zacznę, jeszcze to jedno szkolenie, i jeszcze to, i następne, ale to już ostatnie… i już będę gotowy!
Aha, i laptop 17 cali z Windowsem 10! Ten mój ma już rok i jest zbyt wolny. I może jeszcze frytki do tego?
Mówię przygotowaniom i szkoleniom zdecydowane TAK, ale…
tylko jeżeli masz plan i dokładnie wiesz kiedy wystartujesz. Jeżeli wiesz po co są ci potrzebne wszystkie planowane inwestycje. Jeżeli na samej obecności na szkoleniu się nie skończy i zaraz po zajęciach ruszy praktyczne wdrożenie nowej wiedzy.
Bez tego założenia możesz utknąć w ciągłych przygotowaniach.
Jak zacząć? Od czego zacząć?
- Wizja
- Analiza
- Plan
- …
To jednak nie wystarczy. I tu też czyha na nas pułapka. Na etapie planów też można utknąć. Plan kwartalny, plan roczny, wizja firmy i marki za rok, dwa lata, pięć. Plany marketingowe, finansowe, plany logo, plany zdobycia części Wszechświata…
Fragment z wystąpienia na WSB:
Może to zabrzmi nieskromnie, ale moimi planami i projektami firm zachwycali się biznesmeni na świecie. Kilka projektów zostało za moją zgodą i z powodzeniem wdrożonych. Każdy projekt zamyka się finansowo, nadwyżka z buforem bezpieczeństwa i analizą wrażliwości to zawsze minimum od 500 USD, do kilkunastu tysięcy USD miesięcznie (zysku). Jeżeli nie będziesz mieć pomysłu, chętnie pomogę ci wdrożyć jeden z moich. Całe pomysły „autorskie” i usprawnione przeze mnie start-upy zdobywały nagrody, inwestorów i dofinansowania. I tylko zabrakło jednego:
Czwarty, najważniejszy element to REALIZACJA!
Jeżeli naprawdę chcesz, zrobisz biznes nawet w garażu lub piwnicy. Skrajne przykłady to dwa epizody z życia późniejszego prezesa Virgin:
Richard Branson to nie tylko działalność we wspomnianej już przykościelnej krypcie (wydawanie gazety). Jeden z kolejnych biznesów, także opisanych w książce „Autobiografia” – sprzedaż płyt. Z braku biura i telefonu w reklamie prasowej podany był numer… budki telefonicznej. W godzinach pracy Richard czekał pod budką i przyjmował zamówienia klientów. Niezależnie od okoliczności typowych dla brytyjskiej pogody.
Virgin to zbyt odległy przykład biznesowy? Proszę bardzo, coś z krajowego „podwórka”
Wrocław. Jedno z typowych dla każdego większego miasta „blokowisk”, wrocławska sypialnia. 1996 rok. Żeby połączyć się wtedy z internetem, wklepywało się w stronę ppp. A na drukarce igłowej drukowało się oszczędnie tylko niezbędne rzeczy, jeżeli nie dało się ich przepisać z monitora.
Bohaterem historii jest Marek*, znajomy jeszcze z liceum, dzisiaj przedsiębiorca i jednocześnie mój wieloletni kontrahent. Marek zaczął biznes pod biurkiem. Nie na, tylko pod. Biurko to za poważne słowo – to był blat z płyty na czterech nogach, zbudowany przez tatę Marka. Wtedy jeszcze musiał ponieść koszt rejestracja działalności – dzisiaj bez opłaty. Słaby komputer był prezentem od rodziców, pamiętam, że etap gry „Quake II” wgrywał się do pamięci kilka minut.
Z firmą wiązał się element ogromnego ryzyka: zamówienie po wstępnym sprawdzeniu zainteresowania. Kilkanaście dni oczekiwania na dostawę. Oferta i przyjęcie zamówień, gdy towar jeszcze był w drodze. Odprawa celna i rozliczanie SADów. A gdyby towar się nie sprzedał, zostałyby potężne długi. Działalność zaczęła się od dyskusji na grupach tematycznych. Na bezpłatnym hostingu Marek zbudował (na podstawie jakiejś pierwszej z brzegu książki o html) pierwszą firmową stronę, z możliwością składania zamówień – najpierw telefonicznie, potem mailowo.
Właśnie w takich warunkach Marek sprzedawał online drobną elektronikę. Cały zamawiany i składany towar trzymał w garażu rodziców, pod biurkiem, obok komputera. Blat tego samego biurka służył do montowania podzespołów. W pokoju, potem w całym domu, dominował zapach lutowanych przewodów i płytek. Marek dość szybko przestał ścielić łóżko – aby mieć miejsce na zapasy towaru potrzebował zająć skrzynię na pościel. W pewnym momencie zajęta była klatka schodowa. To wtedy wynegocjował z sąsiadami zajęcie starej blokowej suszarni. Na parterze we wnęce pod schodami, kilka metrów od osiedlowego warzywniaka, pojawił się mały, trójkątny sklepik, pozwalający też na osobisty odbiór towaru zamówionego przez stronę.
To nie tak, że wszystko pięknie rosło, że ogólna sielanka i nie było kryzysów. Zdarzały się chwile, w których rozpisywaliśmy argumenty za i przeciw likwidacji firmy i łapaniem pierwszego z brzegu etatu. Była duża zapaść, kiedy padł rynek w Rosji. Żona Marka do dzisiaj wspomina pierwszą randkę, na której musieli pilnie wrócić do jego „klitki” żeby odpowiedzieć na maila klienta i wyjaśnić stan dostawy. Biznes powiększony był już wtedy o ericssona z klapką (taki starożytny telefon komórkowy). Zdarzało się, że Marek czekając na przelewy, jadł ziemniaki i jedno jajko dziennie, albo wręcz wpadał do znajomych coś przekąsić. Wszyscy o tym wiedzieliśmy muszę przyznać, że wtedy się z niego podśmiewaliśmy. A przecież naprawdę dobrze mu każdy życzył.
Dzisiaj Marek ma magazyn pod Wrocławiem, a towar składa i zamawia w Azji. Właściwie razem z rodziną też bardziej jest w Azji niż w Polsce. Znajdziesz go na facebookowych grupach dla cyfrowych nomadów, czasem incognito pokazuje w sieci zarządzanie firmą z laptopa. Firma nadal nie ma biura dla klientów. Obsługę administracyjną (księgową, celną, prawną, marketingową) i część obsługi logistycznej (zamówienia, dostawy, kompletacje, reklamacje) prowadzą firmy zewnętrzne. Odbiorcy detaliczni dawno przestali być jego klientami.
Jeżeli chcesz mi jeszcze raz powiedzieć, że nie zrobisz biznesu bez nowego iphona, biura w centrum miasta i samochodu z salonu – to oficjalnie w tym miejscu poddaję się i przestaję negocjować z twoim przekonaniem. Razem z Markiem zgadzamy się z tobą i uznajemy, że masz rację.
* Marek autoryzował ten wpis. Poprosił o zmianę imienia. Nie chce też reklamować firmy ani być osobą rozpoznawalną. Dzisiaj wszyscy widzą tylko sukces, a nikt nie widział zarwanych nocy, lat bez wakacji, tygodni przesiedzianych przed monitorem i przy lutowaniu płytek, zastawionego w oczekiwaniu na przelewy majątku, stresu.
Mogę tylko napisać, że jeżeli będziesz jechać z Wrocławia w kierunku Oławy, nie wjeżdżając na autostradę, miniesz po drodze jeden z „pomocniczych” magazynów Marka.
Edit: Świat się zmienia i idzie do przodu. Facebook zaczął się w kampusie uniwersyteckim. Tylko czy to dowód na nieprawdziwość wpływu czynnika garażowego? Czy może po prostu trudno w kampusie o garaż?