„Nie mogę narażać stabilnej pracy”
„Nie mam na to czasu, ten pomysł musi poczekać”
„Kredyt sam się nie spłaci”
„Bądź poważny, masz zobowiązania”
„To się może nie udać, co wtedy?”
„Ale czy masz pewność?
Przestań bujać w obłokach”
Znasz to?
Zadłużenie, kredyty, codzienne finansowe obowiązki. Z dnia na dzień zakuwamy się w finansowe dyby, stabilnie utrzymujące nas w przeciętności. Stabilne zlecenia za grosze, „poważne” umowy płatne na godziny minus ZUS, bezpieczne na poziomie polskiej najniższej krajowej…
Jak słoń na sznurku
Wśród trenerów motywacyjnych krąży historia o tresurze pracujących słoni. Tresowany słoń jest na początku uczony pracy z lekkimi ciężarami, aby nabrał pewności siebie. Jednocześnie wiąże się go do drzewa grubą liną – młody słoń szybko przekonuje się, że nie ma szans jej zerwać.
Dorosłe zwierzę ma wdrukowane przekonania. Radzi sobie z wielkimi kłodami drzew i przenoszeniem towarów. Jednocześnie nie potrzeba już grubej liny. Wystarcza cieniutki sznurek, nawet przywiązany tylko do nogi, aby po pracy słoń karnie czekał na kolejny dzień pracy.
Kiedyś sprawdzał, próbował się zerwać. Nie da się, nie warto próbować.
Kredyty, rachunki za prąd, gaz, wodę, śmieci, czynsz, ubezpieczenia… Jakoś tam lepiej lub gorzej, ale dajemy sobie radę z uniesieniem tych ciężarów. Sami zawiązujemy sobie na kostce nasz sznurek codzienny.
Skąd ten temat?
Coś ci opowiem. To nie będzie historia sukcesu.
Kilka miesięcy temu chodził za mną pomysł połączenia nowoczesnego druku i przeczucie kolejnego trendu na rynku mody młodzieżowej.
Zrobiłem nawet kilka projektów, policzyłem opłacalność, rozrysowałem procesy i model biznesu, sprawdziłem rynek.
Takie projektowanie to moje FLOW, projektując firmy jestem w swoim żywiole, czas nie istnieje – mam takie pomysły kilka razy dziennie.
Realizacja wymagała „pochodzenia” koło tematu, nakładu czasu na początku, wdrożenia paru automatyzacji.
Nie wymagała inwestycji, bo zamówienia finansowałyby się z bieżących wpływów. Całość pięknie się skalowała.
Pokazałem Magdzie – mojej żonie. Magda jest przyzwyczajona do moich 10 pomysłów na godzinę. Stanęło na tym, że pomysł ma potencjał, ale jest nie do pogodzenia z bieżącymi szkoleniami i projektami.
Pomysł przegrał z wykonywaniem „stabilnych i bezpiecznych” usług księgowo-kadrowych. Przy okazji, za tę stabilną księgowość i kadry od ponad roku walczę o zapłatę.
Dwa dni temu Magda pokazała mi w sieci dokładną realizację mojego projektu. Zabrakło tylko elementu CSR i dofinansowania działań ekologicznych, które chciałem wpleść w marketing i PR.
Wielomilionowa już, chociaż istniejącą raptem od trzech miesięcy strona internetowa. Produkty sprzedające się wirusowo. Nawet do 60% marży. Międzynarodowa realizacja.
Wnioski z oglądania własnego pomysłu – zrealizowanego przez kogoś innego
Pierwszy wniosek:
Trochę mi żal, ale nie ma co się poddawać żalowi. Bardziej cieszę się, że miałem pomysł o międzynarodowym potencjale. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni. Było, minęło, trzeba iść do przodu. Pomysły same przyjdą, lepsze.
Jak mówią Amerykanie: „Pomysły biznesowe dzielą się na zrealizowane i złe”. Moja wersja wylądowała w koszu, obok tych złych.
Drugi wniosek:
Ogromna motywacja, mam nadzieję i dla ciebie. Może te słowa przyspieszą realizację twoich wizji i pomysłów biznesowych.
Kiedy piszę te słowa, jest 2:39, środek nocy, a ja siedzę nad pomysłem. Patrzę przez okno i myślę, że może w tej samej chwili ktoś też siedzi nad czymś identycznym…
Właśnie w tej chwili, tak jak ja?
Kto będzie pierwszy?
Kto będzie bardziej zdeterminowany, by doprowadzić realizację do końca?
Rozsądek każe się położyć, będzie ciężko wstać, a moje małe dzieci obudzą mnie za niecałe cztery godziny. Ale jeżeli tamta druga osoba nie ma takich dylematów? Jeżeli zaciska zęby i pracuje do oporu?
Chętnie podzielę się moimi pomysłami i ci je oddam. Gdybyś potrzebował inspiracji, zapraszam.
W zamian chcę w projekcie być mentorem (nie decydować, tylko wspierać doświadczeniem i mentorowaniem). Plus 10% udziału w zyskach. Legalnie, z umową, na fakturę – nic pod stołem.
Dlaczego tak?
Bo sam nie zdążę zrealizować większości moich pomysłów, a szkoda mi je oglądać je za kilka lat zrealizowane. Lepiej gdybyś na przykład ty na nich zarobił.
Zerwanie sznurka i podążenie za FLOW czy stabilna codzienność?
Nie wiem co wybierzesz.
A może jest coś pośrodku?
Mały spoiler:
już niedługo napiszę tu szczegółowo o innych możliwych rozwiązaniach (tak, liczba mnoga). Jeżeli nie chcesz tego przegapić, polub fanpage FirmU Consulting na Facebooku.
A przy okazji, jeżeli chcesz zobaczyć, jak i nad czym możemy razem popracować, zapisz się na najbliższy webinar:
Zdarzyło ci się wybrać „sznurek codzienności” i zobaczyć swój pomysł sprzedawany przez kogoś innego?
Podzielisz się w komentarzu?